Wojskowe historie – “Dzwon Wielotonowy”

Poniżej przedstawiam historię opisaną przez jednego z widzów. Uznałem, że zasługuje na wyróżnienie w konkursie na najciekawszą wojskową historię. Zapraszam do lektury;).

Opiszę pewną autentyczną historię, która miała miejsce kilka lat temu w jednej z jednostek wojskowych w Wielkopolsce. Otóż w jednym z batalionów na kompanii zabezpieczenia jest pluton regulacji ruchu, który dysponuje flotą pojazdów uprzywilejowanych, służących m.in. do pilotowania wojskowych pojazdów ponadgabarytowych przewożących ciężki sprzęt. W tej samej jednostce, ale już na stanie innej kompanii znajdują się właśnie tego typu niskopodwoziowe, wieloosiowe długie pojazdy marki Iveco Eurotrucker. 

 

Pewnego, jesiennego dnia oficer dyżurny otrzymał zadanie, że żołnierze mają przewieźć z innej jednostki do siebie tzw. “dzwon wielotonowy”. Jak sama nazwa wskazuje i jak pewnie pomyślał ów Pan porucznik – jest to rzecz raczej nie małych rozmiarów, więc został wysłany zestaw składający się z dwóch pojazdów “pilotów” regulacji ruchu (w pojeździe po dwóch żołnierzy – kierowca i dysponent) a w środku ciężki pojazd ciężarowy, którym można transportować np. czołgi, w którym również było dwóch wojskowych. 

I tak wyruszyli sobie wesoło “na kogutach” w świat po ten bądź co bądź dzwon. Po dojeździe na miejsce dyżurny biura przepustek nie mógł pojąć, co podjechało pod bramę główną. Wywiązała się między nimi mniej więcej taka rozmowa:

– “Witam, Panowie skąd?” – pyta służba

– “No my z batalionu … – mieliśmy zabrać jakiś dzwon wielotonowy” – odpowiada jeden z kierowców Regulacji ruchu.

– “yyy – a okej no to poczekajcie” – odpowiada zmieszany dyżurny, po czym odwraca się na pięcie i wraca do biura przepustek, po czym za chwilę wychodzi z kartonikiem o wymiarach 30 cm x 30 cm i wręcza go z lekkim uśmiechem na twarzy, mówiąc:

– “proszę”

– “co to k**wa jest?!” – pyta zmieszany kierowca z batalionu;

– “no Wasz dzwon wielotonowy – ding dong – ma wiele dźwięków, czyli tonacji, a nie ton w sensie wagi” – (precyzując – chodzi o taki dzwonek do drzwi, który umieszcza się przed drzwiami np. kancelarii tajnej)

– “aha – świetnie” – odpowiada zaskoczony żołnierz – “dzięki” i zabrał kartonik z “dzwonem” po czym pojechali z powrotem. 

Tuż przed dojazdem na miejsce zatrzymali się gdzieś na poboczu i położyli “dla jaj” ten kartonik z dzwonkiem na pakę tegoż pojazdu niskopodwoziowego i tak majestatycznie wjechali na Park Sprzętu Technicznego swojej jednostki. Akurat przechodził nieopodal ten oficer, który był w głównej mierze odpowiedzialny za wysłanie tegoż transportu. 

Podobno jak to zobaczył, zbladł i dał w tył na lewo (szkoda, że nieliczni tylko widzieli wtedy jego minę). Oczywiście nie poniósł do dzisiaj za to żadnych konsekwencji – zupełnie tak jak pewien Pan komendant, który wypier*olił z granatnika w grudniu w strop albo jak jeden Jacek, który przeje*ał 70 milionów na wybory, które się nie odbyły.

Gdyby zrobił to jakiś podoficer albo szeregowy to z miejsca miałby szkodę w mieniu, o innych konsekwencjach nie wspominając. Tak to możemy się przynajmniej “pośmiać” i dzięki temu mam materiał na konkurs. 

 

Powyższy przykład wyraźnie pokazuje jak np. przez nomenklaturę wojskową i w cudzysłowie “nieomylność wyższych przełożonych” dochodzi do patologicznych sytuacji jak ta przeze mnie opisana. 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top