Wojskowe historie: 1. Przygoda na strzelnicy; 2. Szkoły o profilu wojskowym; 3. Przygoda “dobrowolsa”

Przedstawiam trzy wojskowe historie, które zostały przesłane na konkurs. Warto się z nimi zapoznać, żeby uświadomić sobie, że kto był w wojsku ten w cyrku się nie śmieje 😉

1. Wojskowa historia - przygoda na strzelnicy

Podczas dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej na jednym z ostatnich strzelań a konkretnie strzelaniu seriami z postawy leżącej do celów ukazujących się jedna kobieta po podpięciu magazynka uznała, że musi oddać strzał kontrolny. Efektem tego był ładny dołek w ziemi niedaleko linii otwarcia ognia. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Na tym samym strzelaniu inna osoba tak strzelała, że przebiła się przez drewno, a metal za nim był w bardzo złym stanie. To wyglądało, jakby ta osoba władowała całą amunicję w ten jeden punkt. Co warto wspomnieć, za to strzelanie otrzymała ocenę 3.

2. Wojskowa historia (szkoła średnia o profilu wojskowym)

Wiadomo, mundur nie jest dla każdego, ale co to się u nas w szkole dzieje to nie do pomyślenia. Wiadome jest to, że teraz szkoły są bardziej tolerancyjne i w ogóle. Tylko jeden musi sobie golić łepetynę, bo się przyczepi zaraz któryś nauczyciel, a taki chuj co się za dziewczynę podaje, może mieć długie włosy. Mało tego, nie możesz do niego nawet chłopie powiedzieć, bo Cię zaraz zacznie wyzywać od chujów, chamów i homofobów. To już są szczyty absurdu. Ten typ ćwiczy jak dziewczyna, mimo że jest chłopem.
 
Panie Poruczniku wyobraża sobie pan takie rzeczy? Co taki człowiek w ogóle robi w takiej szkole? Wątpię, żeby chciał zostać mężczyzną i służyć krajowi. Niedługo to będziemy musieli do takich ewenementów mówić nie tylko per  Pan/Pani a jakieś wyssane z palca zaimki. Sam planuje iść na oficerkę i obawiam się, co to będzie z tym polskim wojskiem.  Śmierć wrogom ojczyzny!!!

3. Historia wojskowa - przygoda "dobrowolsa"

W zeszłym roku zgłosiłem się do odbycia dobrowolnej służby wojskowej, miło wspominam swojego dowódcę, ale jeśli chodzi o wiedzę, organizację i poznanych ludzi to była klapa i strata czasu.
Nie miałem większego problemu w magazynie. Wydano mi sprzęt (choć później się okazało, że niekompletny). Niektórzy zamiast standardowego munduru otrzymywali “bawełniaki”(bez pagonów i na guziki). Później mieli z tego tytułu problemy i się odwoływali do przełożonych.
 
Ja wytrzymałem zaledwie do końca I etapu i zrezygnowałem, ale po kolei. Moich towarzyszy niedoli charakteryzował poza prymitywizmem szeroki wachlarz wiekowy. Najstarszym dobrowolsem był niejaki Pan Roman, który to miał przyjemność już być w naszej jednostce, składając przysięgę na czerwony sztandar 13 grudnia pamiętnego roku 81… 🙂
 
On był akurat najmniejszym utrapieniem, a nawet czerpałem przyjemność, słuchając niektórych jego historii. Bawiły mnie również jego próby zagadania do uciekających od nas oficerów, z którymi usilnie próbował się zbratać.
 
Prawdziwym problemem byli moi rówieśnicy, którzy ewidentnie ledwie ukończyli podstawówkę i z braku jakiegokolwiek zatrudnienia zaciągnęli się do wojska, nie okazując żadnego zainteresowania armią (to tylko moje wnioski). Często przerywali prowadzącym, symulowali ćwiczenia i spóźniali się na apele, wieczorem na koszarach okazało się nawet, że przemycili do jednostki “Żuberki” w torbach sportowych.
 
O dziwo nie pamiętam, żeby kiedykolwiek czekała nas jakakolwiek kontrola trzeźwości lub bagażu. Jakiś 30-letni Jarek również przyniósł drożdże piekarnicze i powiedział nam, że jeszcze zadzwoni, by mu wysłali jakiś sok, to sobie popijemy. Ja już sobie nie popiłem, bo się zmyłem.
 
Ignorowałem to, bo najwyraźniej jest to powszechne. Wywnioskowałem to przede wszystkim z obserwacji szeregowych zawodowych, którzy tempo wykonywali rozkazy. Wyglądali jak chłopcy na posyłki. Jak się później okazało, niektórzy byli szeregowymi już 5 lat.
 
Doprawdy nie wiem, czy to przez nowy projekt 300-tysięcznej armii, czy wojsko zawsze było zakładem pracy chronionej. Jednak zawodowi nas elegancko przeszkolili, choć podczas zajęć z bronią, rzadko kiedy dawano nam tę broń. Pewnie, żeby przyoszczędzić.
 
Później po przysiędze gdy zabrano nam broń, wypisałem się z tego cyrku, choć pewnie na specjalizacji miałbym więcej kontaktów z bronią. Jednak już mnie to wszystko nie obchodziło. Byle jak najdalej od tego miejsca. I właśnie tak zakończyła się moja romantyczna przygoda z wojskiem polskim w tej magicznej jednostce.
Aha i jak się później okazało, musiałem zwrócić pieniądze za ten sprzęt, co mi go nie wydali, jak mi go wydawali (ten, co podpisałem, że mi wydali) :).

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top